Umiędzynarodowienia
Rozwiązujemy czy zapętlamy? Wizy studenckie w projekcie specustawy
W RCL pojawił się projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu wyeliminowania nieprawidłowości w systemie wizowym Rzeczypospolitej Polskiej, którego znaczna część dotyczy wiz studenckich. W ostatnich tekstach do opisu sytuacji wizowej wielokrotnie pisaliśmy o wylewaniu studenta z kąpielą. Utrzymując aurę i symbolikę obecny projekt można nazwać skokiem na główkę z zamkniętymi oczami. Niektóre rozwiązania wydają się sensowne, jednak inne trudno sobie wyobrazić.
Zacznijmy od pozytywów – są dwa i oba w gruncie rzeczy rozwiązują cały problem wiz studenckich.
Po pierwsze, planowane jest „rozszerzenie zakresu Zintegrowanego Systemu Informacji o Szkolnictwie Wyższym i Nauce POL-on o bazę danych obejmującą wykaz osób przyjętych na studia” oraz przyznanie do niego dostępu MSZ i konsulom. To rozwiązanie postulowaliśmy w artykule z 18 sierpnia.
Po drugie, kandydat-cudzoziemiec musi złożyć egzamin wstępny na studia. Świetna sprawa! O to także postulowaliśmy. Na ten moment uczelnie mają związane ręce, ponieważ przepisy mocno ograniczają możliwość przeprowadzenia egzaminów. Czekamy zatem na stosowną zmianę. W dyskursie publicznym dość często bowiem pojawiały się ze strony MSZ zarzuty, że uczelnie nie prowadzą egzaminów, co najmniej, jak gdyby była to ich wina. Cieszy także wprowadzenie zapisu o znajomości języka wykładowego na poziomie B2.
Po trzecie, wychodzi na to, że nieakademickie uczelnie niepubliczne nie będą mogły prowadzić rekrutacji studentów zagranicznych. Jest to dość mocny krok o znamionach odpowiedzialności zbiorowej, ale można doszukać się w nim pewnej logiki. Choć wydaje się, że o jakości danej uczelni powinno świadczyć co innego niż jej profil (akademicki lub nie).
Te trzy (a w zasadzie dwa pierwsze) rozwiązania są stosunkowo proste do wdrożenia, realistyczne, a przede wszystkim skuteczne. Niestety, pozostałe zmiany zdają się mocno zaciemniać obraz, czyniąc projekt karkołomnym.
Po pierwsze, w myśl nowych przepisów cudzoziemiec powinien podczas rekrutacji
„przedłoży[ć] świadectwo lub inny dokument uznany, w drodze decyzji administracyjnej wydanej przez Dyrektora Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej (NAWA), za dokument uprawniający do ubiegania się o przyjęcie na studia pierwszego stopnia lub jednolite studia magisterskie…”.
A zatem nasz cudzoziemiec, aby przystąpić do rekrutacji, musi przedłożyć swoje świadectwo do NAWA. Jest to spora bariera wejścia – dodatkowa procedura, umożliwiająca dopiero podejście do egzaminu na polskiej uczelni, która nie przyda się w żadnym innym kraju. Należy także przyjąć, przy całej sympatii do NAWA, że nie jest to instytucja z gumy. Skoro na uczelnie rekrutujemy dziesiątki tysięcy osób, których świadectwami dotychczas zajmowało się przez kilka miesięcy kilkanaście kuratoriów, trudno sobie wyobrazić, że w czasie znacznie krótszym (bo przecież nasz kandydat musi zdążyć się zrekrutować, a potem uzyskać wizę) dokona tego jedna instytucja. Biorąc pod uwagę, że projektowane zmiany mają wejść w życie w IV kwartale 2024 r., a zatem objąć już przyszłoroczną rekrutację, można sobie wyobrazić, że i przyszła rekrutacja będzie niełatwa… Warto też pamiętać, że to mają być decyzje administracyjne (a zatem w grę wchodzi KPA i dostosowanie ewentualnego systemu teleinformatycznego do postępowania administracyjnego – o ile nie planujemy tego procesu w formie papierowej, co uczyniłoby go jeszcze bardziej nieosiągalnym).
Po drugie, Rektor uczelni ma „niezwłocznie zawiad[omić] pisemnie konsula, który wydał cudzoziemcowi wizę krajową w celu odbycia studiów, o niepodjęciu studiów przez tego cudzoziemca”. Abstrahując od pytania po co – skoro konsul ma dostęp do danych w POLon, warto zadać sobie pytanie inne: skąd rektor ma wiedzieć, czy cudzoziemiec dostał wizę, czy nie? Owszem, wie, kto rekrutował się na jego uczelnie, ale to nie znaczy, że te wszystkie osoby a) podjęły starania o wizę, b) faktycznie ją uzyskały. Pozostaje mu zatem zgadywanie – i to niezwłoczne.
Po trzecie, krzywdzące wydaje się zrównanie procederu „ułatwiania studentom niezgodnego z prawem wjazdu lub pobytu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej” z uczelniami, które „oferuj[ą] i świadcz[ą] usługi edukacyjne związane wyłącznie z kształceniem cudzoziemców”. Kojarzy mi się to z sytuacją, gdy – po 11 września 2001 r. – student arabistyki, który zgubił swoje notatki z zajęć, mógł znaleźć je na najbliższym komisariacie policji, bo wiadomo, że jak jest napisane po arabsku, to musi być radykalne. Przecież są uczelnie renomowane, które prowadzą kierunki studiów w języku angielskim, na które rekrutują się głównie cudzoziemcy. I co w tym złego czy nielegalnego? Nieustannie będę uważać, że jeżeli ktoś popełnia przestępstwo, to jest to sprawa dla prokuratury. W tym przypadku to nawet nie jest odpowiedzialność zbiorowa, co stygmatyzacja określonych uczelni poprzez błędną przesłankę. (i jak rozumieć "wyłącznie" – chyba żadna polska uczelnia nie ma 100% obcokrajowców wśród swoich studentów)
Szczerze nie zazdroszczę osobom, który przyjdzie wdrażać te przepisy w całości w praktyce. Chyba, że jest to dopiero projekt, z którego dałoby się wybrać to, co realistyczne i efektywne, a resztę usunąć, tak aby faktycznie rozwiązać problem wiz studenckich bez dalszych szkód dla polskich uczelni i samych zainteresowanych. Jeżeli tak, istnieje szansa na faktyczne rozwiązanie nieszczęsnego problemu wiz studenckich.